Sutivan. Wiatr powiewa delikatnie, słońce świeci wysoko, a człowiek może w centrum tego wszystkiego po prostu odpocząć.
Miasteczko i jego okolica wygląda tak, jak na zdjęciach, które można znaleźć w internecie: niezwykle statycznie, ale olśniewająco, delikatnie, ale kolorowo.
Plaże są kamieniste, a w turkusowej wodzie pływają ryby o pięknych kolorach.
W nocy z brzegu widać miliony świateł Splitu, powietrze nie jest duszne.
Wydarzeń kulturalnych właściwie tam nie ma: czasem ktoś siedzi na niskim murku, na ławce na skraju ulicy, gra i śpiewa.
Nieco wyżej i wgłąb wyspy odnaleźć można pozostałości po gajach oliwnych: stare drzewa, wyglądające niczym rzeźby wprost z antyku, a między nimi zrujnowane, białe murki.
Na najwyższy punkt widokowy dostać się nie jest łatwo, ale warto.
Naprawdę warto.
Najpiękniejsze wspomnienie? Kąpiel w morzu podczas sztormu, gdy fale szalały wokół, deszcz zacinał ze wszystkich stron. Chorwaci krzyczeli "bora", a my zamiast uciekać, wpadliśmy w sam środek żywiołu.